15 września 2013

# Słabość za słabością

Chroni mnie tylko to, że do perfekcji brakuje mi nie wiele, a tłuszcz w wysokich obcisłych spodniach nie wylewa się na boki, bo nie ma gdzie.

Dla mnie nie ma już ratunku. Albo znajdę sposób, który pomoże mi w walce z obżarstwem, albo się wykończę. Nie fizycznie - psychicznie.

Od jutra zaczynam jeść waciki nasączone herbatą (kurde, jak to chujowo brzmi). Wiem, czytałam o tym wiele, jestem świadoma niebezpieczeństw z tego płynących, zakażenia, które może się wdać i innych rzeczy, które mogą mi zagrażać podczas tego głupiego pomysłu. Ale to tylko do czasu, aż skurczy mi się żołądek. Później już sobie odpuszczę i wrócę do "normalnego" trybu życia.

Tak więc nie krytykujcie mnie, sama wiem, że to co robię jest głupotą, ale to chyba jedyna droga do tego, by wrócić na dawny tor.

Bo ćwiczyć już praktycznie kurwa nie mogę...

Dzisiaj wyszłam do sklepu. Bez stabilizatora, bo to tylko kawałek. Nie mogłam wrócić, nie mogłam zginać kolana, kolega pomógł mi dojść do domu. I jeszcze na trzecie piętro. Nigdy w życiu nie czułam takiej bezsilności jak w tym momencie, nie jestem już tak niezależna jak kiedyś, teraz jest coś, co mnie ogranicza. I strasznie mnie to wkurwia.

W dodatku moja siostra jest w szpitalu, a ja muszę siedzieć w domu i się uczyć. Bo zawalić nie mogę. Obiecałam to sobie, a przede wszystkim Babci.

Aha, dzisiaj zjebałam.

14 września 2013

# Wracam

Wracam. Po wakacjach przeplatanych jedzeniem i pilnowaniem się. Całe szczęście nie przybrałam jakoś szczególnie na wadze, dalej w granicy 49-50. Więc nie jest tragicznie.

Nie mogę ćwiczyć. Skręcona kostka i wizja operacji na kolano (inna sprawa, że dopiero za 1,5 roku) demotywuje mnie, ale i nie pozwala mi nawet przykucnąć. Tak więc stabilizator mym przyjacielem przez najbliższe 500 dni. Niestety.

Wyprowadziłam się od Babci. Za dużo się kłóciłyśmy, za dużo sprzeczek o sprawy małej wagi. Mieszkam z mamą i jej facetem. Nie jest super, ale przynajmniej mogę w spokoju planować to, co jem. Bo przecież ich nie ma praktycznie całe dnie. Uczę się i czytam książki, co stało się ostatnio moją małą pasję.

Dzisiaj dobrze. Zjadłam trochę wędzonej ryby, malutką miseczkę kremu pomidorowego z łyżką makaronu, jednego cukierka truflę (którego żałuję, jednak bilans na tym zbytnio nie ucierpiał). Aha, i jeszcze trochę smażonych pieczarek, na oko łyżkę. Pewnie jakoś 650kcal. Jak wróci mama będziemy robić pierogi. Boję się. Będzie kazała mi na noc jeść. Chyba, że pójdę spać, gdy będzie je gotowała? Chyba tak zrobię.

Strasznie mi wychodzą włosy. Co mam z tym fartem zrobić, wiecie może Kochane?

Odwiedzę Wasze blogi w najbliższym czasie. Głupio mi, że się nie odzywałam. Ale teraz, gdy mam plan zacząć wszystko od nowa muszę doprowadzić choć jedną rzecz do porządku - bloga.

16 czerwca 2013

# Dziesiąty

Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale problemy z routerem skutecznie mi przy tym zaszkodziły. Dopiero w piątek przysłali kogoś, kto stwierdził, że router jest zepsuty, więc w poniedziałek kurierem wyślą nowy. Udało mi się dzisiaj coś naskrobać, bo jestem u siostry.

Z kebabem dałam sobie radę, jednak 2 dni później zawaliłam, co trzymało mnie do wczoraj. Dzisiaj 1000kcal, wracam do mojej starej rozpiski.


W piątek umówiłam się ze znajomymi do klubu. Jako, że jeden z nich tam pracuje, mieliśmy alko za pół ceny. Naprawdę chciałam się upić, miałam ogromną ochotę poczuć przyjemne zawirowanie w głowie. Kilka razy usłyszałam wtedy, że jestem ładna. Podbudowało to trochę moją samoocenę.

I doszło do tego, że nie spałam przez 2 dni, bo do rana łaziliśmy po mieście. Ale nie żałuję, mam wrażenie że ten jeden wieczór związał mnie jeszcze bardziej z pewnymi osobami i że teraz mam taką jakby paczkę znajomych z klasy. Wspaniałe uczucie ;]

Kończę. Nie mam weny. Trzymajcie się ;]

09 czerwca 2013

# Dziewiąty

Dzisiaj całkiem najs. Jogurt naturalny z truskawkami razy 2, 1,5 piersi kurczaka ze szpinakiem, trochę płatków - 1000kcal nie przekroczone, jest dobrze. Zauważyłam, że przez ostatnie dni przybyło mi trochę na nogach. No nic, trzeba wziąć się w garść, bo wspaniała figura sama nie zastuka do mych drzwi.

Dzisiaj 3 dzień A6W. Tak jak wcześniej nie przysparzało mi to żadnych kłopotów, tak teraz mięśnie brzucha bolą jak diabli. Ciekawe dlaczego... Najważniejsze, że kręgosłup nie dokucza ;]

W sumie to nie wiem co jeszcze napisać. Jestem cholernie głodna, mimo, że na kolację zjadłam jogurt naturalny. Mimo wszystko, gdy pójdę do kuchni nie rzucę się na jedzenie. Gdybym to zrobiła, to chyba bym się rozpłakała. Silna wola wraca :)

Trzymajcie się Kochane :***


Edit. Kochane, doradźcie mi. Jutro dostaje wypłatę i z tej okazji obiecałam mojej Babci kebaba. I nie wiem co zrobić, ponieważ jak kupię tylko jej, to ona podzieli go na pół, a sama się nie naje. Natomiast jak kupię 2, to zjem 900kcal. Sądzicie, że mogę sobie na to pozwolić? Bo cokolwiek innego sobie nie wybiorę, to ona będzie chciała, bym zjadła z nią. Chce jej po prostu sprawić radość.

08 czerwca 2013

# Ósmy

Dawno nie pisałam, nie komentowałam. Przepraszam. Zauważyłam jednak, że gdy dręczy mnie emocjonalna pustka (tak, śmiejcie się, pisze to 17latka) nie wiem co pisać. Ba! Nie umiem nawet skleić jednego sensownego zdania. I tak było przez te ostatnie 4 dni.

Jednego dnia potrafiłam płakać i się śmiać, mieć myśli samobójcze, a później spotkać się ze znajomymi i śmiać się z głupot.  
Rozdarta na kawałki Bezimienna istota.

Niby ok, ale wczoraj zawaliłam - znów 2000kcal. Jednak w ramach rekompensaty poćwiczyłam pół godziny (bieg w miejscu - czego innego wymagać od człowieka o 23:30 :>), zaczęłam na nowo A6W, które odpuściłam sobie kilka dni temu. No i ogółem mam więcej chęci do ćwiczenia, mniej do jedzenia, byleby ten stan się jak najdłużej utrzymał.

Ogółem mój plan żywieniowo-ćwiczeniowy wygląda tak, że do wycieczki klasowej, czyli do 22 czerwca będę jeść do 1000kcal (nie więcej, ale zawsze mniej) i biegać pół godziny + A6W + jakieś ćwiczenia na nóżki. Mam nadzieję, że mi się uda. Bo to, co się działo ostatnimi dniami nie jest warte opisywania.

Dzisiaj zjadłam jogurt naturalny z truskawkami i łyżeczką płatków musli, trochę zupy buraczkowej i jajko sadzone. Czyli  coś koło 500kcal. Za karę do końca dnia nic. Za wczoraj. Za ostatnie pół roku naprzemiennego obżarstwa i nibydobrych bilansów. Za to, że nie jestem perfekcyjna, mimo, że w styczniu tak zakładałam. Za to, że wszyscy mnie okłamują, że jestem szczupła, a tak naprawdę wciąż tylko ukrywam swoje ciało pod kolejnymi warstwami ubrań. Za to, że żyję.

Wczoraj doznałam największego szoku, jaki można sobie wyobrazić. Otóż, moja przyjaciółka, zawsze przeciwna nikotynie zaczęła palić. Poczęstowała mnie nawet papierosem. Co się z tymi ludźmi dzieje... Ale przynajmniej będę miała z kim na szlugę wychodzić.

Zakochałam się. Chyba. Miłością niespełnioną. Gdy patrzę w jego oczy tonę w nich, nie tracąc życia, raczej je zyskując. Z nim wszystko mogłoby być łatwiejsze, wszystkie trudności uciekłyby od nas. Lecz tylko na jedną chwile. On odwraca wzrok. Potem czuję, że się rozpadam, że wracam do pustej rzeczywistości.

"Szarpcie się, obrażajcie, miejcie się dosyć. Wytrzymaj tak kilka lat 
i chciej Mu oddać serce bo to przecież głupio tak trzymać w dłoniach dwa serca."



Edit: Bilans uzupełniam o 8 truskawek.

04 czerwca 2013

# Siódmy

Wczoraj zawaliłam. Dzisiaj 1500. Przywróćcie mnie do pionu. Błagam!



02 czerwca 2013

# Szósty

BILANS
musli z jogurtem naturalnym
kawałek lasagni
kawałek babki piaskowej

Czyli 900kcal. Mam do dyspozycji jeszcze setkę, wg mojej rozpiski i u góry. Przeznaczę je ewentualnie na jakieś jabłko/warzywa. Czyli dzień już teraz mogę zaliczyć do udanych :)

Wczoraj obkupiłam się z kosmetyków - nie miałam dosłownie nic. Nawet toniku, czy płynu do demakijażu oczy, które zawsze mam pomalowane eyelinerem. Ale teraz Bezimmienna jest dzieckiem szczęścia, bo przez następny miesiąc o kosmetyki się martwić nie musi ;] Bo bez makijażu to trudno jej przeżyć...

Wczoraj trochę przesadziłam, ale było gdzieś ok. 2000kcal. Czyli mogłam przytyć, ale niewiele. W końcu 1 czerwca jest raz w roku, a więcej upadków nie przewiduję. W sumie to nie zawaliłabym, gdyby nie to, że pojechałam do koleżanki, która przywiozła z Niemiec czekoladę Rittersport i żelki. Więc w sumie zjadłyśmy trochę. Ale teraz w kilka dni to odrobię.

W ogóle bałam się, że wezmę dokładkę lasagni, bo to jednak z tych rzeczy, których odmówić jest mi trudno. O dziwo zjadłam dosyć mały kawałek, a najadłam się za wsze czasy. Więc jestem zadowolona.

Trzymajcie się szczuplutko :***

P.S. Nigdy nie sądziłam, że zwycięzca X-Factora może nagrać tak dobrą płytę. Po prostu WOW!